Forum FH przeniesione! Strona Główna FH przeniesione!
Portal przeniesiony na fikcyjnehistorie.cba.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

2. Kronika - KL, Rozdz 2 Fragment 1

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FH przeniesione! Strona Główna -> Kronika: Pogromca Snów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ktosio
Administrator



Dołączył: 07 Paź 2012
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Południowe Rubieże Warszawy (Wilanów)

PostWysłany: Czw 14:14, 22 Sie 2013    Temat postu: 2. Kronika - KL, Rozdz 2 Fragment 1

Niewielkie zmiany.

Rozdział 2
Fragment 1


Parę dni później paru Raorczyków przyłączyło się do grupy Rycerzy, którzy właśnie chcieli wykonać wyrok śmierci na jednym z „ciekawszych” więźniów, jaki się im trafił. Umocowali go na jednym ze swoich demonicznych koni. Były one niezwykle inteligentne, choć uczone od wieku źrebaka idei dążenia do siania śmierci i destrukcji. Dodatkowo Rycerze rozwijali ich szybkość i siłę w idealnym połączeniu ze zmysłem orientacji, wytrzymałością i zmysłami takimi jak wzrok, słuch i węch, dzięki czemu były dwa, czy nawet trzy razy droższe i szlachetniejsze od zwykłych koni.
Eirsen kazała więźniowi, wsiąść na konia, po czym Raor-czycy zgodnie z jej rozkazem związali jego ręce z tyłu łańcuchem, a potem dla większego bezpieczeństwa przywiązali jeszcze grubym sznurem do siodła. Z nogami postąpili podobnie – przymocowali takim samym, bardzo solidnym łańcuchem również do siodła, a potem jeszcze do boków zwierzęcia. Następnie otwarty worek z marchwiami przywiązali z na piersi zwierzęcia tak, by koń mógł swobodnie po nie sięgać, a więzień tylko patrzeć utęsknionym wzrokiem. Dzięki Mocy jednego z Dzikich Magów warzywa były w stanie nie psuć się nawet miesiąc. Wodopoje koń będzie znajdować sam, po zapachu wody, który te zwierzęta wyczuwały.
Artis uśmiechnął się, myśląc o planie. Poprosił Eirsen, by, udając zbyt pewną siebie, kazała przeszukać więźnia tylko po-wierzchownie. Widział jego zdziwioną minę. Chyba domyślał się, co planowali. Trudno. Nic już nie mógł na to poradzić. Raorczycy tak go przymocowali, by mógł w pewnym stopniu oswobodzić ręce i nawet dosięgać do warzyw, ale poza tym Eirsen sprawdziła, by łańcuch, którym człowiek przymocowany był do zwierzęcia, mógł być zdjęty tylko w dobrej kuźni. Oczywiście na wypadek, gdyby więzień miał przy sobie nóż, i planował zabicie zwierzęcia, siodło, które Raorczycy założyli na konia, było wytrzymałe niemal jak pancerz. Nawet miecz nie zrobiłby mu krzywdy.
Naia-Łowczyni zajęła się Strażnikiem. Zanim przekaże go na następny posterunek albo raczej zabierze do Obozu, by oddać go bezpośrednio w ręce Dowodzących i zdobyć awans na jakieś wyższe stanowisko, minie trochę czasu. Poza tym zwierzę dalej będzie podróżować po granicach stanowisk łowieckich.
Koń opuścił bezpieczne mury zamku Raorskiego Barona. Skręcił nieznacznie w prawo, by jechać tak, jak go nauczono. Nie był to jego pierwszy pasażer w jedną stronę.
„Pasażer” rozejrzał się po lesie. Ciemno. Zimno. Zupełnie pusto. Agor nie był z pewnością zadowolony z sytuacji. To kolejny już w ostatnich latach wyrok śmierci, na jaki został skazany. Poczekał chwilę. Nie było sensu krzyczeć, tylko zdenerwowałby konia, w końcu tutejszego Wilka nie było na stanowisku. To, że Agor spędził miesiąc w więzieniu nie sprawiło, że nie trzymał ręki na pulsie. Musiał wiedzieć jak najwięcej. To mu zapewniało przetrwanie na Świecie.
Chciał odjechać jak najdalej od zamku, zanim przystąpi do działania. Popatrzył na konia. Wiedział, że to stworzenie jest przystosowane do galopu przez nawet parę dni z człowiekiem wagi ciężkiej. Co dopiero z wychudzonym chłopakiem, co już prawie nic nie waży, w dodatku kłusem. Agor popatrzył z nadzieją na swoje buty. W jednym z nich schowany był ostry sztylet, bez którego chłopak nigdzie się nie ruszał. A przede wszystkim nie na wyroki śmierci. Rozprostował palce od stóp, które nawet zgięte ledwo mieściły się ze sztyletem. Gdy to zrobił uchyliła się mała klapka, przez którą wysunął się sztylet. Teraz tylko jak go wziąć w ręce? Westchnął cicho.
— Stój! — wrzasnął nagle, w dodatku tak niespodziewanie, iż koń na chwilę stanął, aczkolwiek ruszył po chwili dalej, niespokojnie kręcąc głową. Agor maksymalnie szarpnął nogą do przodu, dzięki czemu ostrze wyleciało w powietrze i zaczęło z powrotem spadać, gdy zwierzę ruszyło znów. Chłopak zamknął oczy i maksymalnie skupił się na sztylecie. Gdy je otworzył —broń już znajdowała się w jego dłoni. Po dłuższej chwili jego ręce nie były już przytroczone do siodła. Jednak wciąż były z tyłu, związane łańcuchem, na który jego nóż raczej nic by nie poradził. Zaczął kombinować z tym metalowym pasem. Raorczycy na szczęście byli mniej przezorni i uważni, więc użyli go więcej, niż potrzeba było. O wiele, wiele więcej. Zmarszczył brwi. To wciąż nie kleiło się w całość. Nie uwolni w ten sposób rąk, ale spróbuje przełożyć je tak, by znajdowały się z przodu.
Westchnął ciężko. Do tej pory nie przeżył jeszcze żadnego normalnego dnia. Bardzo tego żałował.
W końcu między jego rękoma znajdował się łańcuch, mający prawie metr długości. Wyprostował ręce do tyłu, i przełożył nad głową jak skakankę. Został tylko taki problem, że wciąż był przymocowany do tego potwora. Pochylił się nad jedną nogą i próbował coś zdziałać. Szkoda tylko, że na marne. Te były sprawdzane przez Rogę, tu nie mogło być jakiegokolwiek błędu.
— Najwyraźniej jesteśmy na siebie skazani — mruknął. Koń parsknął wściekle. Na pewno nie będą się nawzajem wspomagać.
Agor z całej siły naparł na szyję zwierzęcia z lewej strony, by ten zmienił kierunek. Koń zdezorientowany zaczął się kręcić w kółko.
— Podobno masz najlepszy zmysł orientacyjny. — Agor uśmiechnął się pod nosem. — Zasmucę cię. Jednak go nie masz — rzekłszy to przestał napierać. Koń nawet nie zauważył tych kilku stopni różnicy. Zauważy je dopiero, gdy dotrą do jakiegoś Miasta. Agor popatrzył na słońce, by upewnić się, w którą stronę powinni się udać, by dotrzeć do Kenosh, stawu, nad którym jego znajomi o tej porze roku rozbijali obozowisko. Było to najbliżej położone granicy z Raorem dobrze mu znane miejsce. Dwa dni na koniu, tyle mniej więcej powinni jechać. Nawet jak nikogo tam nie zastanie, co akurat było mało prawdopodobne, zrobi sobie mały zapas wody.
Miał przy sobie niezastąpiony sznurek, którego Raorczycy mu nie zabrali, gdyż wmawiał im, że to jakiś rodzaj verdhijskiego amuletu. Stwierdzili, że szczęście mu się przyda i zostawili go. Nie pierwszy raz. Pod pasem, który niby miał trzymać jego spodnie, co oczywiście również było kłamstwem, miał płasko złożoną pochwę na sztylet. Wyjął ją teraz i rozłożył. Przez dwie małe dziurki przełożył sznurek. Kiedy koń stanie przy jakimś wodopoju, wystarczyło zarzucić pochwę jak wędkę i nabrać w nią wody.
Jedzenie w tym wypadku nie stanowiło problemu. Jednak, kiedy miało się je na wyciągnięcie ręki…
— Dlaczego ty dostałeś jedzenie, a ja nie? — spytał chłopak retorycznie. Popatrzył na marchewki. — Między innymi z tego powodu, że to niezbyt sprawiedliwe, musimy się podzielić. Każdy dostanie równą część, jasne? Jak się zgodzisz to skrócę twoją podróż o połowę — klepnął zwierza po szyi, który parsknął wściekle, po czym zwiększył nieco tempo. — O, dokładnie. — Uśmiechnął się łobuzersko, po czym postanowił odpocząć. Wsunął sztylet za pas i spróbował się odprężyć. Po chwili udało mu się zasnąć. Pierwszy raz od paru dni.
Gdy się obudził, stwierdził, opierając założenie na pozycji słońca i po swoim nagle domagającym się jedzenia organizmie wywnioskował, że spał ponad pół dnia, a koń najwyraźniej nie zmieniał już kierunku. Wyciągnął lewą rękę po warzywo, po czym jęknął cicho. Spojrzał na czarną opaskę na ramieniu. Nigdy jej nie zdjął. Zasłaniała jego największą tajemnicę, a ponadto przypominała o niegdysiejszej podróży po całym Świecie. Spotkał dwoje Ludzi, z którymi przeżył niejedną przygodę, i którym z niejednego się zwierzył. Zapewne już nie żyją… Pokręcił głową i wyciągnął po upatrzoną marchew drugą rękę. „Ty to masz dobrze” — pomyślał patrząc na konia, który po chwili również się pochylił i wyciągnął roślinę. Rozległo się zadowolone chrupanie zwierzęcia.
Chłopak zaczął zastanawiać się, o co mu chodzi, po co sobie ciągle przypomina tamtą dwójkę. Zdał sobie sprawę już dawno, że wybrał samotną ścieżkę. I chyba tego nie mógł sobie darować. W końcu był młody, bardzo młody, przed nim jeszcze kawał życia. A to już kolejny wyrok śmierci, który o mało go nie skrócił. „Nieźle się urządziłeś” — przemknęło mu przez głowę. Uśmiechnął się smutno do siebie. Trudno, musi się w końcu przyzwyczaić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FH przeniesione! Strona Główna -> Kronika: Pogromca Snów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin